Wpadam do sklepu (Mac, Sephora i nie tylko) a tam tyle różnych kosmetyków, takie bogactwo kolorów i opakowań, że dostaję oczopląsu. I zaczynam buszować po półkach chcąc obejrzeć jak najwięcej rzeczy, by odnaleźć kosmetyczną perełkę. I 99% przypadków wychodzę z pustymi rękami. Też tak macie? Dlatego od jakiegoś czasu staram się poczytać co z danej firmy warto kupić, lub odwrotnie - jakie marki powinnam brać pod uwagę chcąc zakupić np. fajny tusz do rzęs.
Dlatego też postanowiłam opisać moje spostrzeżenia, może komuś się przydadzą :)
1. Paint Pot
To jeden z tych produktów po który sięgam codziennie. Te z was, które maja problem z tłustą i trudną powieką wiedzą jak ważna jest dobra baza pod cienie. Bo bez dobrej bazy już po godzinie cienie zbierają się w załamaniach i z pięknego makijażu nie zostaje nic.
Paint poty to produkty niesamowicie uniwersalne, szczególnie QUITE NATURAL. Nałożone jako baza przedłużają trwałość cieni i podbijają ich kolor, solo robią za trwały cień w kremie, można rysować nimi kreski jak eyelinerem żelowym a QUITE NATURAL użyłam w sytuacji kryzysowej do podkreślenia i uzupełnienia brwi. I nie dość że wyszło świetnie, to jeszcze po spryskaniu twarzy fixem utrwalającym (ja mam MUFE) makijaż był wodoodporny.
Od lewej: Bare Study, Quite Natural, Pure Creation.
Moim ulubionym kolorem jest Quite Natural, po Bare Study sięgam przy sesjach ślubnych a Pure Creation używam jako eyelinera.
2. Cienie prasowane
Z cieniami mineralnymi (Mac) nie polubiłam się, za to wszystkie prasowane uwielbiam. I mówię tu o prawie wszystkich formach, czyli wkłady do palety, pojedyncze cienie jak i gotowe palety z limitowanych kolekcji.
Żelowe cienie z kolekcji
Extra Dimension - opisywałam je
TU a
TU pokazałam na oku.
Bardzo je lubię i na pewno kupię inne kolory z tej formuły gdy tylko pojawią się w sprzedaży.
Cień Pro Longwear w kolorze Thru the Night (96 zł/3,4g) - głęboki granat o niebieskiej poświacie, dostałam na spotkaniu z Marti. Świetnie sprawdza się do mocnego makijażu oka.
Wkłady do paletek to moja ulubiona forma cieni prasowanych, łatwo można skompletować swój idealny zestaw do torebki (paletka na 4 cienie) lub stworzyć mały zestaw wizażysty (paleta na 16 wkładów). Nowe wersje palet niestety nie są tak poręczne jak te stare no i są zdecydowanie droższe. Jak widać do szczęścia brakuje mi jeszcze dwóch wkładów (no i drugiej takiej palety). Cena jednego wkładu to teraz 53 zł. Widzicie te piękne fiolety, granat i szaro-fioletowy? Wygrałam je w konkursie u Krzykli :)
Moi ulubieńcy: Lucky Green i Club
Od lewej: Lucky Green, Club oraz When in Rio
Moja ulubiona "torebkowa" paleta - quad Bare My Soul (jeszcze raz dziękuje Krzykli za pomoc w zakupie) pochodzi z kolekcji Temperature Rising i to jej używam najczęściej, szczególnie koloru When in Rio.
Swatche w świetle dziennym, od lewej: When in Rio, Friendly, Bare My Soul i Romantico.
Swatche z lampą.
Jeżeli interesują was swatche konkretnych kolorów - proszę o kontakt, postaram się zrobić zdjęcia.
W chwili gdy robiłam zdjęcia (a było to prawie 2 miesiące temu) nie miałam jeszcze paletki cieni Riri, dlatego o tej paletce napiszę w osobnym poście.
3. Pomadki
Najbardziej kremowe i trwałe pomadki jakimi malowałam. W tej chwili mam 8 pomadek (ale ja nie jestem wielbicielka pomadek), z czego niestety jedna nie nadaje się już do użytku. Zostawiłam ją jednak jako wzorzec kolorystyczny, może kiedyś pojawi się coś podobnego.
Dobrze trzymają się na ustach - nawet do sześciu godzin bez poprawek, nie wysuszają a dzięki różnym rodzajom wykończenia możemy mieć ulubiony kolor w wersji dziennej (delikatnej i połyskującej) jak i wieczorowej (brokatowe drobinki).
Pomadki różnią się między sobą wykończeniem, ponieważ na ich temat powstało wiele postów napiszę tylko o tych, które mam:
Glaze - delikatny kolor plus perłowo-błyszczące wykończenie, przyjemnie nawilża i natłuszcza usta, warto mieć w kieszeni kurtki bo można szybko podkreślić usta bez zaglądania w lusterko.
Lustre - pomadko-błyszczyk, dla mnie podobny do glaze tylko bardziej błyszczący a mniej perłowy.
Amplefied i Amplified Creme - moje ulubione, kremowe i miękkie, nawilżają usta, mocno napigmentowane, fajnie wyglądają wklepane delikatnie w usta jak i dokładnie naniesione pędzelkiem do ust.
Satin - ładnie wygląda na zdjęciach, mocny, nasycony kolor, ale na codzień średnio komfortowa, dla mnie nieco za sucha.
Cremesheen - formuła bardzo podobna do revlonovych masełek, ale mocniejszy kolor. Też lubię, szczególnie gdy mam zaledwie kilka sekund by podkreślić usta.
Frost - jak sama nazwa wskazuje dają na ustach efekt szronu, najbardziej brokatowe wykończenie.
Moje ulubione kolory na codzień.
Ulubione kolory na sesje zdjęciowe.
Kolor który na początku mnie zachwycił ale ostatnio powędrował do pudła, bo lepiej wyglądał na opalonej twarzy - Shanghai Spice oraz Thrills (R.I.P) - szukam czegoś podobnego bo ta zakończyła swój żywot.
Od lewej: Charismatic, M.A.C. Red, Creme Tribalist, Shanghai Spice, Frost Thrills, Gleam, Naked Paris i Fast Play.
4. Błyszczyki
Bardzo bogaty wybór kolorów i komfortowa, nieklejąca się formuła (zazwyczaj). Trwałość różna w zależności od koloru.
Dwie skrajności: błyszcząca, wręcz brokatowa czerwień kojarząca mi się z lakierem
Leading Lady od
Essie i brzoskwiniowy nudziak ze złotym pyłem.
Od lewej: Restless i Ember Glow.
A
TU możecie poczytać o listopadowej nowości - zestawie błyszczyków
Nocturnal Lip Gloss.
Co myślicie o serii takich postów? W tym momencie opracowałam już ulubieńców z Kiko, Bare Minerals, Benefit, Estee Lauder, Revlon, Make Up For Ever i Meow Cosmetics. Która z tych firm najbardziej was ciekawi?
Muszę jednak zaznaczyć, że zamieszczone tu opinie są tylko i wyłącznie
moimi subiektywnymi przemyśleniami i to co ja lubię, nie musi pasować
innej osobie. Więc jak zwykle nie warto kupować coś w ciemno, bo
sprawdziło się u wielu koleżanek, zanim kupimy warto przejść się do
sklepu i skorzystać z testerów. Na szczęście sklepy Mac pod tym względem są świetnie wyposażone.