Zgodnie z wczorajszą zapowiedzią zakupy i to bardzo spóźnione, bo styczniowo-lutowe.
Ale obiecałam, że pokażę, więc pokazuję :)
Miniaturki OPI już dawno zdążyłam przetestować a nawet napisałam o nich. Z całego zestawu zostawiam sobie tylko Next Stop...The Bikini Zone, reszta wędruje do wątku wymiankowego, który w wolnej chwili muszę zaktualizować.
Podobnie z mini wersją lakierów Essie z kolekcji Resort Fling, z całej czwórki zostawiam sobie tylko jeden - przepiękny, ciemny granat. A notka o kolekcji pojawi się w sobotę.
Dwa przyjemnie pachnące żele wypatrzone w "niemieckim sklepie".
I duet ulubionych kosmetyków do włosów firmy Alverde.
Uległam namowom siostry i dorzuciłam do jej zakupów. Obowiązkowy zakup dla wszystkich wielbicielek zieleni na oku, jak dla mnie jedna z lepszych paletek Sleek.
Wypatrzone przy kasie w Rosmannie w promocyjnych cenach, przyda się.
I wielki zawód - farba która miała być fioletowa a wyszedł ciemny brąz z delikatnymi czerwonymi refleksami. Obok fioletu to nawet nie leżało. Czuję się oszukana!
Skuszona bardzo dobrymi opiniami na kilku blogach chwyciłam, bo był w promocji. Może i kolor wyrazisty, ale na pewno nie trwały i na dodatek brzydko podkreślał moje nie najmłodsze już powieki.
Poleciał do właścicielki młodszych oczu, może jej przypadnie do gustu, bo kolor przepiękny.
No i tym sposobem nadal szukam fioletowego cienia w kremie. Trwałego!
A to tzw. gifty z pewnego bardzo sympatycznego spotkania zorganizowanego przez
Lady Anchor - przy okazji zapraszam do niej na
zgadywankę lakierową -->
KLIK.
Mój absolutny hit - masełko w formie poręcznego sztyftu. Idealne dla dziecięcej skóry. Moja Anielka sama się nim namaszcza i jest zachwycona samym faktem, że ma kremik, którym bez problemu sama się wysmaruje. Wielkie brawa dla firmy
Palmer's za tak innowacyjne rozwiązanie.
Naturalne mydełka z Mydlarni.
Prezenty od firmy
Soraya, ta trójka już się testuje a ja już teraz mogę powiedzieć, że uwielbiam peelingi tej firmy.
Silcare znałam do tej pory tylko z pilniczków, ale zmywacz o zapachu ananasa na pewno pojawi się u mnie kolejny raz.
Make Up Factory uszczęśliwił mnie różem w idealnym dla mnie kolorze (wbrew temu co widac na zdjęciu to jest to przygaszony róż).
Lakiery to jest to co lubię!
Kosmetyki mineralne uwielbiam, o cieniach i różach
Lily Lolo pisałam całe wieki temu, więc strasznie ucieszyłam się z pudru matującego i błyszczyka. Puder mam i bardzo lubię, z błyszczolem dopiero się zaprzyjaźniam.
I znowu coś co lubię, tym razem jeszcze pachnące lakiery.
A to fanty, jakie udało mi się wygrać w loterii: matowe cienie
My Secret.
Wyobraźcie sobie mój szeroki uśmiech, gdy dostałam wielka torbę matowych cieni w najróżniejszych kolorach. Wiadomo- matów nigdy za dużo.
A to cztery ulubione w neonowych kolorach, pigmentacja naprawdę bardzo dobra.
Drobny upominek od
Paese.
I Miyo.
"Wymiankowe" lakiery.
No i wisienka na torcie, czyli perfumy wygrane w facebookowym konkursie u
Sabbath.
Pachnę nimi od rana, mimo iż z założenia przeznaczone są dla płci brzydkiej. Ale ja lubię męskie perfumy. Na sobie ;)