Mały przegląd kilku cieni firmy Lily Lolo.
Golden Lilac - szary fiolet ze złotym połyskiem, bardzo ładnie wygląda w towarzystwie Indigo i Chocolate Fudge Cake.
Indigo - zdjęcie na stronie producenta było przekłamane i spodziewałam się niebieskawego granatu, gdy go dostałam w "swoje łapki" myślalam, że się pomylili i przysłali nie to co trzeba. Ale cień jest piękny, taki fioletowo-niebieski, trójwymiarowy i mieniący się.
Trochę traci kolor w ciągu dnia (nawet na bazie).
Cream Soda - nie lubię go, bo prawie go u mnie nie widać i niczym nie różni się od podkładu, ale używam go czasami jako bazę pod inny kolor.
Orchid - bardzo fajny srebrzystobiały cień, stosuję go najczęściej jako rozświetlacz w kącikach oczu i pod łukiem brwiowym. Ładnie też wygląda solo z ciemną kreską (ale nie u mnie).
Chocolate Fudge Cake - bardzo ciekawy ni to brąz ni to fiolet.
Pixie Sparkle - mój ulubiony turkus, trochę się utlenia na oku (zmienia kolor i blaknie), nawet na bazie.
Miami Taupe - szaro brązowy cień o niespotykanej konsystencji jedwabno-tłustawego proszku.
A który z nich jest waszym ulubieńcem?