Nie ma bardziej czasochłonnego wpisu niż tzw. denko. Najpierw przez wiele tygodni upycham puste opakowania po kosmetykach w miejsca, do których nie zagląda mój mąż, potem przez długi czas sortuję je i obfotografowuję z każdej strony. I na koniec wysilam pamięć, by móc napisać o danym kosmetyku przynajmniej 3 zdania. A więc zaczynamy...
L'Oreal Elseve to jedna z pierwszych serii do włosów, które pamiętam z nastoletnich lat. Nie ze wszystkimi jej rodzajami moje włosy się lubią, ale glinka to coś, co zawsze warto wypróbować. Dla moich delikatnych i przetłuszczających się włosów seria Elseve Magiczna Moc Glinki jest idealna. Uwielbiam zarówno szampon, jak i odżywkę. Z kolei Elseve Magiczna Moc Olejków dla mnie jest zbyt ciężka, za to dla prostych i długich włosów Anieli - ideał.
Łącznie w ciągu kilka miesięcy zużyłam 2 opakowania odżywki do włosów i jedną dużą butelkę szamponu Elseve Magiczna Moc Glinki.
Mam słabość do profesjonalnej pielęgnacji włosów, dlatego na mojej półce królują takie marki jak Matrix, L'oreal Professionnel i John Frieda. Odżywka L'oreal Professionnel SERIE EXPERT A-OX Vitamino Color to ochrona włosów farbowanych. Dobrze radzi sobie z nawilżeniem przesuszonych pasm, świetnie pachnie a jej jedyna wada to mała pojemność i słaba wydajność.
Kolejne opakowanie glinkowej odżywki Elseve i mały koszmarek - odżywka Garnier Botanic Therapy olejek rycynowy i migdał. Kupiłam w pośpiechu i bez czytania składu, a ten wbrew reklamie jest dość słaby. Dlatego nigdy więcej nie kupię, bo odżywka nawet w minimalnym stopniu nie nawilża włosów, nie robi z nimi nic (bo nawet zapach jest słaby).
L'Oreal Elseve Low Shampoo krem myjący Color-Vivie to jeden z tych wynalazków, które kupuję z ciekawości. Nie mogę powiedzieć, że jest zły, bo włosy były po nim ładne. Przez pierwsze 8 godzin po myciu. Potem totalny oklap. Czyli nie dla przetłuszczających się włosów wymagających codziennego mycia. Jak zwykle bywa w takich przypadkach - nie dla mnie, za to dla Anieli super.
Uwielbiałam kiedyś kosmetyki do włosów Balea - KLIK, dlatego kupiłam kilka, gdy wpdałam do bułgarskiego DM-u. Ulubionej czarnej nie znalazłam, ale złota wcale nie jest gorsza.
Miniaturowe wersje maski i odżywki INFORCER L'oreal Professionnel SERIE EXPERT zużyłam z wielką przyjemnością. Moje falowane włosy bardzo lubią konkretną porcję witaminy B6 i biotyny. A ja lubię, gdy moje włosy są zadowolone.
Maska do włosów na noc w zestawie z foliowym czepkiem - nie dla mnie! Nie mogłam zasnąć, bo każdy szelest wybudzał mnie ze snu, a gumka wrzynała się w czoło. Sephora Rose hair sleeping mask radzę omijać z daleka.
Matrix Miracle Creation - gęsty krem, który zregenerował moje zniszczone końcówki. Uwielbiam za błyskawiczny efekt.
Serię RESTORE L'oreal Professionnel SERIE EXPERT lubię też. Na pewno bardziej niż A-OX i INFORCER, ale nieco mniej niż mocno nawilżającą RE-CREATE. Ale ponieważ każda z nich ma inne składniki aktywne, mogę je stosować wymiennie w zależności od stanu i aktualnych potrzeb moich włosów.
Po produkty z szafirowej serii RE-CREATE L'oreal Professionnel SERIE EXPERT sięgam najczęściej jesienią i wiosną, kiedy moje włosy są najbardziej przesuszone.
Szampon RECTIFY L'oreal Professionnel SERIE EXPERT okazał się dla mnie zbyt mocno oczyszczający, dlatego stosowałam go tylko do zmywania oleju z włosów. Nie nadaje się do codziennego mycia.
O produktach Biolage RAW pisałam tu - KLIK i KLIK.
Matrix i moja ulubiona seria do loków - Matrix Total Results Curl Please. Uwielbiam wszystkie produkty z tej serii!
Ale od czasu do czasu ulegam promocjom i testuję inne serie. Tak było z maską Matrix Color Obsessed - dobrze wygładza i nabłyszcza farbowane włosy, odżywką Matrix Moisture Me Rich - obowiązkowa pozycja do codziennego odżywienia zniszczonych farbowaniem włosów i szamponem Matrix High Amplify - delikatnie oczyszcza włosy i zwiększa ich objętość.
Jeśli chodzi o włosy to najlepiej sprawdzają się u mnie produkty koncernu L'Oreal, zwłaszcza te PRO. Ale gdy nie mam czasu na zakupy online, biegnę do pobliskiego Rossmanna po coś z drogeryjnych kosmetyków L'Oreal (ale tych z nieco wyższej półki) - BOTANICALS FRESH ONE. Moim ideałem są olejek i odżywka z serii lawendowej (ta fioletowa), ale i na Geranium i Safflower nie mogę narzekać. Jednak nie przepadam za szamponami BOTANICALS, bo po dłuższym stosowaniu swędzi mnie po nich skóra głowy.
Mały bubelek znaleziony w jednym z Shiny-boxów. Skład absolutnie nieadekwatny do ceny - a ta do najniższych nie należy. Włosy po masce są suche jak siano a samą maskę trudno było z nich wypłukać. Do zmieniała kolor rozjaśnianych pasemek i końcówek zabarwiając je na szaro-zielonkawy odcień. UNIKAĆ!
Wcierki Pokrzepol uwielbiam i stosuję je niezmiennie od kilku lat w okresie jesienno-zimowym - KLIK.
O kosmetykach Petal Fresh pisałam tu - KLIK. Odżywka z rozmarynem nie podbiła mojego serca głównie z powodu zapachu. Samo działanie niezłe, jak na półkę drogeryjną.
Mgiełka Jantar to jeden z ulubionych kosmetyków do włosów Anieli - ładnie pachnie, ułatwia rozczesywanie włosów i ma lekko działający atomizer.
Linia stworzona do kręconych włosów - John Frieda Frizz Ease DREAM CURLS. Pokochałam ją od momentu, kiedy dostałam w prezencie od koleżanki.
Żałuję tylko, że produkty John Frieda tak rzadko bywają w Rossmann w promocji.
Seria John Frieda Sheer Blonde nie jest tylko dla blondynek, ale też do rozjaśnianych włosów. Najbardziej polubiłam odżywkę, która oprócz typowego odżywienia i nawilżenia dba o to, by włosy zachowały chłodny odcień.
I na koniec maska - odkrycie roku 2018 - John Frieda Full Repair. Gęsta, kremowa i niesamowicie bogata. Idealna dla moich wysokoporowatych włosów. Jedyna, która potrafi je wygładzić tak, że wyglądają jak po kuracji w salonie fryzjerskim. A przy tym nie tracą nic z lekkości i objętości
Jako, że nie przepadam i nie mam czasu na stylizację włosów, produktów kosmetycznych do układania nie używam wcale. Poza solą do włosów - ale tylko wiosną i latem. Bumble&Bumble surf spray nie jest moim ideałem, ale 3 buteleczka, więc to chyba o czymś świadczy.
Znam tę maskę z -417 i u mnie sprawdza się całkiem dobrze. Co prawda, moim zdaniem, cena troszkę wygórowana, ale produkt daje dobre efekty, przynajmniej mnie ;)
OdpowiedzUsuńDenko dla mnie też jest strasznie problematyczne. Nie lubię mieć niepotrzebnie zajętej przestrzeni, nawet jeśli to tylko pudełeczko z opakowaniami. Mam wielki zaciesz jak już mogę je wywalić :D. Miałam ten szampon magiczna moc glinki i mi trochę przypomina head and shoulders. Ja też się nacięłam na składy Garniera. Nie to że jestem wielką zwolenniczką naturalnych składów. Wręcz przeciwnie, zazwyczaj olewczo podchodzę do składów (niestety). Za to nie lubię kłamstwa i skoro reklamują 95% naturalnych składników a na trzecim czy czwartym miejscu jest alkohol, to coś jest tu nie halo. Z tego co gdzieś widziałam czepki do włosów z sephory są ładne, chociaż tyle. Ja miałam taki z lbiotica i wykorzystałam go na godzinną kurację. Nie dałabym rady całą noc, bo ten szelest też by mnie drażnił. Tą serię matrix do loków, to z chęcią przetestuję. Wycofano mojego ulubieńca nivea i teraz nie mam nic fajnego do kręcenia. Można prosić o dokładniejszą recenzję sprayu bumble&bumble? Chciałam kupić, ale nie za bardzo wiem jak go stosować, ani jakie daje efekty. Rozwiń dlaczego nie jest ideałem, a go ciągle kupujesz :D. Tyle produktów do włosów co Ty przez te plus/minus pół roku ja zużywam z dwa lata :D
OdpowiedzUsuńBardzo dużo tego. Lubię kosmetyki do włosów z Garniera :)
OdpowiedzUsuń