Co to jest: małe, niebieskie i zjada cellulit?
Odpowiedź jest prosta - mały, niebieski pożeracz cellulitu ;)
Czyli CelluBlue.
Na początek kilka słów o tym magicznym, niebieskim i niezwykle prostym w obsłudze kubeczku.
CelluBlue wykonany jest z medycznego silikonu i jest tak bezpieczny, że bez problemu mogą go używać nawet alergicy.
Bardzo łatwo wyczyścić go za pomocą zwykłego mydła i wody.
Dzięki niewielkim rozmiarom bez problemów mieści się w dłoni i można go zabrać ze sobą wszędzie - ja swój zabrałam na urlop a czasami wrzucam go do torebki, oczywiście zapakowany w ochronny woreczek.
Jest bardzo lekki a mimo to mocny i wytrzymały na odkształcenia, dzięki temu na pewno posłuży nam kilka lat.
Dzięki temu, że nie wymaga źródła prądu można używać go zawsze i wszędzie, np. pod prysznicem.
Pierwsze efekty widać po 3-4 tygodniach systematycznego używania.
Za pomocą tego niewielkiego urządzenia można odtworzyć ruchy słynnego masażu palpate roll.
Ten rodzaj masażu nie tylko charakteryzuje się wysoką skutecznością w walce z cellulitem, ale też radzi sobie z różnym rodzajem cellulitu: włóknistym, wodnym, tłuszczowym i mieszanym.
Zasysając fałdy skóry CelluBlue pomaga wyzwolić lipolizę, czyli usuwanie tłuszczu z komórek tłuszczowych, aktywuje i optymalizuje cyrkulację żylną i limfatyczną oraz poprawia napięcie skóry.
Sam masaż nie należy do najprzyjemniejszych, szczególnie na początku, ale można się przyzwyczaić, szczególnie gdy widać pierwsze efekty codziennego używania. Bo nic tak nie motywuje jak widok tego, że jest coraz lepiej. Producent wprawdzie pisze, że pierwsze efekty widać po 3-4 tygodniach, ale ja pierwsze rezultaty zobaczyłam już po 2 tygodniach cowieczornej tortury.
Pytacie się dlaczego tortury? Nie miałam jeszcze wprawy i za mocno zaciskałam kubeczek, dlatego nie dość, że bardzo mnie bolało, to jeszcze nabawiłam się siniaków. Dopiero po kilku tygodniach doszłam do wprawy i masaże stały się mniej bolesne a moje nogi nie wyglądały już jak u ofiary przemocy domowej.
Producent nic nie pisze na temat czy Cellublue może być używany przy problemach z kruchymi naczynkami. U mnie nie zaszkodził, nawet przy naprawdę mocnym masażu na początku kuracji. Siniaki pięknie pogoiły się i nie zauważyłam nowych pajączków. Z tego co wyczytałam u Ani z bloga Kosmetykoholizm --> KLIK Cellublue jest delikatniejszy niż chińskie bańki (które mi odradzano) i lepiej dopasowuje się do ciała, więc może dlatego mi nie zaszkodził.
Co do efektów to wprawdzie nie pozbyłam się całkowicie upartego kalafiora, ale jest dużo, dużo lepiej na pewno będzie jeszcze lepiej, ponieważ nie rozstaję się z moim CelluBlue i sumiennie używam co drugi dzień. A do tego dołożyłam jeszcze odpowiednią dietę, piję więcej wody. Może więc pewnego, pięknego dnia mój kalafior wyprowadzi się z moich ud :D
Więcej informacji o CelluBlue znajdziecie na Fan Page.
A kupić możecie bezpośrednio na stronie CelluBlue w cenie ok. 19 euro.
Cellublue nie wolno używać na gołą skórę, należy ją natłuścić, by zapewnić lepszy poślizg podczas masażu. U mnie idealnym do tego produktem okazał się Drogocenny Olejek Arganowy 3 w 1 firmy Bielenda.
Kto by pomyślał. że spakowany na szybko przed urlopem i to przede wszystkim ze względu na swój ładny zapach dzięki swojej wszechstronności okaże się niezastąpionym kosmetykiem na wyjazdy?
Ileś tam funkcji w jednej buteleczce to duża oszczędność miejsca w walizce i czasu. A używać można go naprawdę na wiele sposobów:
- do pielęgnacji twarzy (kilka kropel najlepiej na lekko zwilżoną hydrolatem skórę), pod krem albo zamiast kremu
- do ciała na suchą albo lekko wilgotną skórę
- do zmycia resztek wosku po depilacji
- na przesuszone końcówki włosów (można nakładać na włosy suche jak i wilgotne)
- w ostateczności do demakijażu tuszu wodoodpornego (nie szczypie, ale trochę trzeba się namęczyć ze zmyciem go)
- po kąpieli słonecznej
- do masażu np. CelluBlue
Mam lekkie zastrzeżenie do spryskiwacza, który zamiast tworzyć mgiełkę sika mocnym strumieniem, ale to jedyna wada jakiej się dopatrzyłam.
Zapraszam was jeszcze na poprzednią notkę o mojej walce z upiornym kalafiorem --> KLIK.
I co myślicie o CelluBlue?
Słyszałam już pozytywne recenzje o CelluBlue, ale jakoś sama nie potrafię się przekonać do niego ;)
OdpowiedzUsuńDlaczego? :)
UsuńBo to takie dziwne dać się wsysać do takiego pojemniczka xD
UsuńHeheheh :)
Usuńja mam bańki chińskie i uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam je kupić, ale wiele osób odradzało je przy problemach z pękającymi naczynkami.
Usuńja mam bańki chińskie i naczynka i nic mi nie grozi, bo nie używam, ale powinnam, ale och ech westchnęłam.
OdpowiedzUsuńZnam ten ból, ale powiem ci, że najtrudniej się przemóc i zacząć, potem jakoś samo idzie. Szczególnie jak widzisz efekty :)
UsuńTo raczej nie dla mnie:)
OdpowiedzUsuńMyślisz? :)
UsuńMoja uwagę przykuł ten olejek , ponieważ dziś nawet oglądałam go w sklepie,
OdpowiedzUsuńna bańki jednak bym się nie zdecydowała, dieta i ćwiczenia są chyba przyjemniejsze .
Tak naprawdę powinna być i dieta i ćwiczenia i masaże, niestety z ćwiczeniami u mnie różnie bywa :(
Usuńo cos jak banka chinska :) czekam na efekty :)
OdpowiedzUsuńOj chyba tylko na żywo :P
UsuńNie powiem, zaciekawiłaś mnie CelluBlue.
OdpowiedzUsuń:)
Usuńchyba muszę sobie go zamówić, albo bańki :) bo ćwiczenia mi nic nie pomagają
OdpowiedzUsuńKasia jakoś trudno mi wyobrazić sobie ciebie z kalafiorem na udach, bo ty taka szczuplutka jesteś :)
Usuńwłasnie dzisiaj wyciągnęłam CelluBlue i zobaczymy czy mi pomoże, bo bańki dawały radę!
OdpowiedzUsuńTo czekam na twoje porównanie CelluBlue z bańkami chińskimi :)
UsuńWow niezle cudo! Tylko ta cena ;( no ale jesli faktycznie bedzie wytrzymaly to cena ujdzie, ale jakby tak po roku trzeba by kupic nowy, to to mi sie nie podoba ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że kilka lat na pewno wytrzyma :)
UsuńSłyszalam o tym cudenku ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam w wolnej chwili do mnie :) nadinnes.blogspot.com
Czytałam już wcześniej o tym wynalazku,dziewczyny chwaliły sobie,ze fajnie ujedrnia skórę,ale trzeba być systematycznym,a z tym u mnie trudno😊
OdpowiedzUsuńNa początku było mi trudno, ale jakoś się udało. Teraz używam co drugi dzień :)
UsuńOjj po nowym roku zacznie się walka o figurę coś czuje. Mam bańki chińskie i wykorzystuję męża jako masażystę. Jak na razie wszystko poszło w odstawkę, na wadze plus 13 kg a gdzie tam do stycznia :O
OdpowiedzUsuńTo masz dobrego męża, bo mój w takie rzeczy nie chce się bawić :)
UsuńAle cudeńko:) Pierwszy raz o czymś takim słyszę. Po ciąży chętnie nabędę CelluBlue i sprawdzę jak działa:)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tego oręża, bo bańki chińskie były dla mnie katorgą ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A