Wakacje, wakacje i po wakacjach. A wraz z końcem wakacji zaraz minie lato. Na pocieszenie zapraszam was na letni jeszcze konkurs z essie w którym do wygrania jest cała kolekcja essie lato 2016, czyli 6 pełnowymiarowych buteleczek lakieru do paznokci w wersji profesjonalnej. O kolekcji letniej pisałam tu - KLIK.
Zadanie jest wakacyjne i mam nadzieję, że proste. Podziel się ze mną swoją wakacyjną przygodą. Zabłądziłaś w obcym mieście? Przeżyłaś wakacyjną miłość? Opisz to :)
Co zrobić, żeby wziąć udział w konkursie?
1. Należy być publicznym obserwatorem bloga (obserwacja przez blogger).
2. Zgłosić się pod postem, zgodnie z podanym wzorem:
Polubienie fan page czy obserwacja mnie na Instagramie nie są obowiązkowe, ale pomogą zaskarbić sympatię jury :)
Obserwuję blog jako:
Moja wakacyjna przygoda:
Udostępniłam/łem informację o konkursie (link):
Lubię fan page essie jako*:
Obserwuję na Instagramie jako*:
Lubię na FB jako*:
* - warunki nieobowiązkowe
Konkurs
nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i
zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).
Konkurs trwa od dziś do 11.09.2016 do godziny 23:59.
Nagrodę wybiorę ze wszystkich zgłoszeń spełniających warunki a o wynikach poinformuję w ciągu 2-3 dni na blogu i FB. Czas oczekiwania na nagrodę wynosi ok. 2 tygodnie.
Życzę wszystkim powodzenia :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia wszystkim :) Kolorki ładne, ale mam już zbyt dużo lakierów :P
OdpowiedzUsuńteraz używam głównie hybryd. powodzenia
OdpowiedzUsuńPowodzenia! :)
OdpowiedzUsuńObserwuję blog jako: Owidia
OdpowiedzUsuńMoja wakacyjna przygoda...niestety nie będzie wesoła. Ale zapamiętamy ją razem z moim chłopakiem na długo. Wybraliśmy się na wakacje nad morze samochodem moich rodziców. Dodam, że trasa wynosi mniej więcej 500 km od naszej miejscowości, ale praktycznie cały czas autostradą, więc droga prosta. Po wspaniałym tygodniu, przyszedł w końcu czas powrotu. Biorąc pod uwagę, że droga na wakacje zajęła nam niecałe 6 godzin, nie wyruszyliśmy z samego rana, ale na luzie zrobiliśmy jeszcze zakupy, wypiliśmy kawę.. wyjechaliśmy koło 11. Nic nie wskazywało na to, że to będzie najgorsza podróż w naszym życiu. Niestety wjeżdżając na autostradę niebo zasnuły czarne chmury. Deszcz lał nieprzerwanie, zacinając prosto w szybę. Nie było widać nawet świateł samochodu jadącego przed nami. W pewnym momencie utworzył się korek. Wiadomo, o wypadek nie trudno w takich warunkach. Staliśmy w korku ok 2 godziny. W zacinającym deszczu, 250 km od domu. To jednak nic. Gdy myśleliśmy, że gorzej być nie może, nasze auto zaczęło dziwnie się zachowywać. Zapalały się różne kontrolki, zniknęło wspomaganie kierownicy, pojawił się dźwiękowy sygnał ostrzegawczy. I tak minęły nam dwie godziny przy akompaniamencie przeraźliwego wycia alarmu. Brak możliwości zjazdu, pasem awaryjnym również jechały samochody. Na szczęście gdy już przecisnęliśmy się przez miejsce wypadku i dojechaliśmy do pierwszego MOP-a, wszystko zniknęło, schłodziliśmy silnik, chłopak zrobił szybki przegląd i wszystko było w porządku. Do czasu aż po kolejnych 50 km natknęliśmy się na kolejny korek z powodu wypadku. I znów powtórka z rozrywki. W domu byliśmy dopiero ciemną nocą. Wycie alarmu dzwoniło mi w uszach jeszcze tydzień od powrotu do domu. Mam dosyć przygód wakacyjnych na dłuuuugi czas :D
Udostępniłam/łem informację o konkursie: blogroll http://owidia-kosmetyki.blogspot.com/
Lubię fan page essie jako: Karina S.
Obserwuję na Instagramie jako: carinne.owidia
Lubię na FB jako: Karina S.
Obserwuję blog jako: Gocha P
OdpowiedzUsuńMoja wakacyjna przygoda: 2 lata temu odwiedziłam Norwegię. Najpiękniejszym, ale zarazem najcięższym dniem była wycieczka na Trolltungę, czyli Język Trola - skałę, zawieszoną 700m nad jeziorem. Widok zapiera dech w piersiach, dosłownie, bo wejście jest trudne i ktoś niezbyt wysportowany staje na górze ledwie zipiąc po 11km marszu :D Po drodze trafiła się ok. 2-metrowa niemal pionowa ściana pokryta lodem i śniegiem (w czerwcu!) Ok, jakoś się wdrapałam, ale jak z niej zejść? Staliśmy z grupką ludzi, zastanawiając się jak pokonać ścianę w dół. Wpadłam na pomysł, żeby zjechać na zadku jak w czasach dzieciństwa. Po chwili, z mokrym siedzeniem, byłam gotowa na dalszą wędrówkę :D Zerknij na zdjęcia Trolltungi w necie, a zrozumiesz, o czym mówię :)
Udostępniłam/łem informację o konkursie (link): http://pazurkiiinnebzdurki.blogspot.nl/
Lubię fan page essie jako*: -
Obserwuję na Instagramie jako*: -
Lubię na FB jako*: -
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMuszę pomyśleć czy mam jakąś historię pozytywną, bo złą to mam ale nie jest to hostoria na konkurs...
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia wszystkim w konkursie!! :)
OdpowiedzUsuńzofiakuca.online
Obserwuję blog jako:violetta 94
OdpowiedzUsuńMoja wakacyjna przygoda: Moja przygoda wakacyjna, którą zapamiętam na całe życie miała miejsce rok temu w lipcu. Na koniec też będzie wyciągnięta z niej nauka, ale od początku... Mieszkam w wiejskiej gminie, więc w wakacje często organizowane są w niej różne festyny, dożynki, poświęcenie pól, zawody strażackie itp. Często takie imprezy trwają do późna, ponieważ trwają koncerty i są organizowane wspólne ogniska. Jedna z takich imprez miała miejsce 5 km od mojego domu, w tamtą stronę podrzucili mnie znajomi, z powrotem planowałam wrócić na piechotę. W sumie przez własną głupotę byłam na tej imprezie do północy, moi znajomi gdzieś się porozchodzili, a ja nie chciałam zawracać głowy rodzicom, by po mnie wyjeżdżali, więc zdecydowałam się na powrót pieszo. I tu zaczyna się moja przygoda... Nie bałam się iść po ciemku, ale że do domu było daleko i zauważyłam nadjeżdżający samochód postanowiłam machnąć ręką, by się zatrzymał. Nie raz zdażało mi się jechać autostopem, więc bez obaw i tym razem wsiadłam do obcego samochodu. W środku było 4 mężczyzn, 2 siedziało z przodu i 2 z tyłu. Gdy wsiadałam, jeden z tylnich pasażerów wysiadł i wpuścił mnie, bym siedziała w środku między nimi. Zaczęłam się czuć bardzo nieswojo i ogarnął mnie strach. Dodatkowo Ci mężczyźni zaczęli zadawać mi pytania, czy nie boję się tak wracać po ciemku, ile mam lat itp... Nawet żartowali, że wywiozą mnie do lasu i tam zostawią. Gwoździem do trumny był fakt, gdy skręcili w drogę do lasu i po pewnym odcinku jazdy zatrzymali się. Zapytali się, czy się boję, że zrobią mi coś złego. Byłam zupełnie sparaliżowana, bałam się, że mnie zgwałcą lub zabiją. Jednak po chwili strach mnie opuścił. Panowie przeprosili mnie za swoje zachowanie, powiedzieli, że ta szopka była wyłącznie nauką na przyszłość, żebym więcej tak późno nie wtracała, zwłaszcza autostopem i odwieźli mnie do domu. I teraz pewnie ktoś sobie pomyśli, kto to mógł być?? ☺ Tak, to byli panowie policjanci, którzy w ubiorze cywilnym patrolowali przebieg imrezy i jechali w kierunku mojej wsi na patrol. No i po drodze zgarnęli niewinną duszyczkę by bezpiecznie odwieźć ją do domu. Po tej całej mojej 'przygodzie' przestałam jeździć autostopem i wracać późno do domu. Kto wie, co by się stało, gdyby wtedy nie byli to policjanci.... Dziękuje za przeczytanie moich wypocin, historia nie jest zmyślona, naprawdę miała miejsce ☺
Udostępniłam/łem informację o konkursie (link): https://www.facebook.com/magdalena.borkowska1994/posts/540378249505303
Lubię fan page essie jako*:Magdalena Borkowska
Obserwuję na Instagramie jako*: terranka
Lubię na FB jako*: Magdalena Borkowska
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńObserwuję blog jako: M.W.
OdpowiedzUsuńMoja wakacyjna przygoda:
Wybrałyśmy się z przyjaciółką do Mediolanu, ponieważ mieszka tam jej ciocia. Przyjaciółka mówi dobrze po włosku, ja niestety znam tylko kilka słów. Aby dojechać do domu cioci należało wsiąść w metro, a potem jeszcze w autobus. Ja, osoba, która lubi czuć się bezpiecznie, wszystko miała na karteczkach. Z powodzeniem odnalazłyśmy właściwą stację i wsiadłyśmy do metra. Kiedy przejechałyśmy około pół godziny, moja przyjaciółka wstała z miejsca i chciała wysiadać. Pobiegłam za nią, a przez oszklone drzwi metra zobaczyłam wielki napis USCITA. Szybko porównałam go z napisem na karteczce. Nie zgadzał się zupełnie! Krzyknęłam: Kasiu, to nie ta stacja!!! Jednak przyjaciółka energicznie pociągnęła mnie za sobą, nic mi nie tłumacząc! Kiedy szczęśliwie dojechałyśmy do domu ciotki, opowiedziałam jej, że Kasia wysiadła na złej stacji. Ciocia zapytała: Więc jak się nazywała? Ja oczywiście wypaliłam: No jakaś USCITA! Przyjaciółka i jej ciocia chyba do dziś mają ze mnie ubaw. "Uscita" po włosku znaczy po prostu... wyjście!
Udostępniłam informację o konkursie: https://www.facebook.com/marysia.wojcik.5/posts/1275188982531282?pnref=story
Lubię fan page essie jako: Marysia Wójcik
Obserwuję na Instagramie jako: thebeatlesdecade
Lubię FB jako: Marysia Wójcik
Obserwuję blog jako: Daria K
OdpowiedzUsuńMoja wakacyjna przygoda:
Moja najzabawniejsza jak dotąd przygoda wakacyjna miała miejsce dość dawno temu, bo jakieś 6 lat temu, ale zapamiętam ją pewnie na całe życie. Jechaliśmy z moim przyszłym mężem na wesele do mojej kuzynki w Krakowie. Spod kościoła droga wydawała się prosta, mieliśmy jechać w całym weselnym korowodzie samochodowym aż do samej sali bankietowej, która blisko nie była bo aż za Wieliczką. No ale jak to bywa w życiu, jedne światła, drugie światła, jakiś niewielki korek i cały korowód nagle zniknął nam z oczu...Nie wiadomo gdzie jechać dalej, więc pytamy na najbliższej stacji benzynowej. Pan mówi, żeby jechać cały czas prosto. A więc jedziemy...jedziemy i jedziemy i końca nie widać. Pytamy znowu. Nie, to już o wiele za daleko. Wracamy więc i skręcamy w polną drogę, która ma nas zaprowadzić prawie na miejsce. Po jakimś czasie na drodze staje nam radiowóz...Nie, tu przejazdu nie ma, tędy przejeżdżał będzie peleton rowerowy, droga zamknięta. No ale my na wesele jedziemy, już jesteśmy spóźnieni, nie wiemy jak jechać i co robić. Pan policjant lituje się i puszcza nas w ostatniej chwili. A więc jedziemy dalej. PO kilkunastu minutach droga...nagle się kończy. Pani z pobliskiego domku mówi, że tu przejazdu nie ma, trzeba zawrócić i jechać tam i tam. Zrezygnowani myślimy już, żeby zawrócić do Krakowa i iść do jakiejś dobrej knajpy na kolację...Darować sobie wesele bo i tak to nie ma sensu. I nagle przed naszymi oczami wyrasta piękny dworek, jak malowany, a na podjeździe mnóstwo aut. Super, dojechaliśmy, udało się. Zadowoleni idziemy między gośćmi weselnymi aż pod samą salę. Pani kelnerka częstuje nas wyśmienitym chłodnym szampanem. Ale tak patrzę, patrzę i nie wierzę...to chyba nie jest moja rodzina, na pewno nie, to jakieś obce wesele...Z tego pośpiechu trafiliśmy nie na tą imprezę co trzeba. Na szczęście ta sama pani kelnerka z uśmiechem na ustach powiedziała, że drugie wesele jest w sali obok, po drugiej stronie budynku. Los jednak chciał, żebyśmy bawili się do samego rana :-)
Udostępniłam informacje o konkursie: https://www.facebook.com/daria.p.kepinska
Bloga obserwuję jako Michał Domański
OdpowiedzUsuńMoja wakacyjna przygoda
Może nie jest śmieszna ani straszna ale jakby nie patrzeć się zdarzyła. Wyjeżdżając na weekend w Beskid Żywiecki, planowałem właściwie tylko obejrzeć hotel i ustalić szczegóły pobytu blogerów podczas VI już jesiennego Secrets of Beauty. Po drodze odwiedzić miałem jeszcze małą fabrykę świec. Ale weekend okazał się dużo bardziej intrgugujący i niezapomniany. Gdyż zaraz po wszelkich ustaleniach i odwiedzinach wylądowałem w „Danielce” niedaleko dom obok „Chałupy Chemików” w Ujsołach i nie tylko było to w malowniczych okolicznościach przyrody, z dala od świateł miejskich, dzięki czemu niebo było tak niesamowicie rozgwieżdżone :) Właściwie możne powiedzieć że wkręciłem się na „Wawrzyńcowe palenie Hudy” impreza zrobiła się z tego bardzo przyjemna bo z tyloma ciekawymi ludźmi nie miałem już dawno okazji przegadać, prześpiewać a i wypić przy ognisku. Dodać mogę tylko jedno ich było ok 40 osób a znałem wśród nich tylko jednego człowieka. Po tym weekendzie znałem już wszystkich, choć to oni wcześniej wiedzieli kim jestem. To dziwne uczucie gdy ktoś zaczyna rozmowę z tobą od słów „to ty jesteś ten bloger z warszawy” Niesamowity to był czas gdyż nie banglał tam ani internet ani telefon, by zadzwonić trzeba było iść kilkanaście minut przez las. W dwa dni wypocząłem bardziej niż podczas niejednego wyjazdu urlopowego.
Udostępnienie https://www.facebook.com/bechemod/posts/1283637598314529?notif_t=like¬if_id=1473615240048873
Jak byłam dzieckiem to każde wakacje spędzałam u rodziny na wsi pod Łodzią. Uwielbiałam tam jeździć- klimat, leniwie płynący czas, zapach świeżo upieczonego chleba i mleko prosto od krowy do dnia dzisiejszego wywołują u mnie uśmiech na twarzy. Regułą też były rowerowe wycieczki do lasu. I tak pewnego lata, mając około 11 lat, wraz z kuzynkami wybrałyśmy się na taką przejażdżkę po lasach, tym razem nieco dalej. By tam dotrzeć musiałyśmy przejechać przez duży przejazd kolejowy- nic szczególnego bo jeździłyśmy/ przechodziłyśmy nim niejednokrotnie, poza tym sam przejazd spoko- ze szlabanem, światłami i sygnalizacją dźwiękową (jak na tamte czasy i wioskę to było to wielkie łooo). Tym razem przejeżdżając przez tory koło mojego roweru wjechało w szparę płyty torowej, rower stanął dęba a ja zrobiłam fikołka, uderzając głową o beton. Nie wiem co się stało, czy to był szok ale nie mogłam się ruszyć, do tego rower zaklinował się. Najgorsze było to, że w tym czasie szlaban zaczął się opuszczać, bo miał nadjechać pociąg a ja leżałam tam jak ta kłoda. Na szczęście kuzynki ściągnęły mnie z przejazdu, ale mój ukochany rower Wigry 3 został rozjechany przez pociąg (byłam nawet przez moment sławna, bo pisało o tym w lokalnej gazetce) . Bardzo długo po tym zdarzeniu panicznie bałam się przejazdów, po paru latach mi przeszło, ale nawet teraz jak jest przejazd otwarty to zatrzymuję się i tysiąc razy rozglądam się, czy nie jedzie pociąg.
OdpowiedzUsuńObserwuję blog jako: LAKIEROWA MANIA MANI
Obserwuję na Instagramie jako*: MANIABLOG_PL
Lubię na FB jako*: MANIABLOG_PL / MARIA MYŚLIWIEC