Uwielbiam wakacyjne wyjazdy, ale nienawidzę pakowania. O ile z wyborem i spakowaniem ubrań nie mam większych problemów, tak wybór, a przede wszystkim ograniczenie ilości kosmetyków stanowi dla mnie nie lada problem. A do tego należę do tego typu osób, które wolą spakować cały stos rzeczy i potem nie użyć nawet połowy z nich, niż nie zabrać i potem żałować tego. W tym roku postanowiłam lepiej przygotować się do wyjazdu i zabrać tylko niezbędne rzeczy.
Podstawą mojej kosmetyczki są miniaturki. Na szczęście zgromadziłam ich sporo przez ostatnie miesiące, ale także trochę dokupiłam przed wyjazdem w Sephora. Mini-wersje ulubionych kosmetyków Sephora - Beauty to go to strzał w 10!
Na szczęście obie maski: ORIGINS Drink Up Intensive Overnight Mask i ORIGINS Clear Improvement Active Charcoal Mask To Clear Pores pochodza z zestawu Origins Mask Must Haves, ale można też kupićje w formacie podróżnym za odpowiednio 59 zł i 64 zł. ORIGINS Clear Improvement Active Charcoal Mask To Clear Pores pomaga mi oczyścić skórę i pory, ale też przyspiesza gojenie się krostek, które często pojawiają się przy zmianie wody i powietrza. A ORIGINS Drink Up Intensive Overnight Mask stosowana co drugą noc sprawia, że skóra mimo katowania jej słońcem i wodą, zarówno słoną, jak i tą chlorowaną w basenie nie wysusza się i jest mniej podatna na podrażnienia. A nic tak nie koi skóry po całym dniu jak zimny kompres z maseczki trzymanej w lodówce.
Baza pod maseczki Origins MaskimizerTM Skin-Optimizing Mask Primer służyła mi głównie jako tonik nawilżający. Nie do końca potrzeby stosowania jej pod maskę, za to w roli toniku spisuje się idealnie. Intensywnie nawilża skórę i orzeźwia ją.
Peeling do twarzy Origins GinZing Refreshing Scrub Cleanser stosuję jako lekko peelingujący żel do mycia twarzy, zaś jako nawilżający krem na dzień i na noc emulsję nawilżającą Origins GinZing Energy-Boosting Moisturizer. Pięknie pachnie, ma lekką, nietłustą formułę, szybko się wchłania i dba o odpowiednie nawilżenie skóry.
Maskę Origins Original Skin Retexturing Mask with Rose Clay wrzuciłam do kosmetyczki i nie użyłam nawet raz. A ulubione, ale zapakowane w ciężką, szklaną butelkę serum na noc zastąpiło mi (wymiennie z maską Drink Up) Origins Original Skin Renewal Serum.
Żelowa maska Skinfood Freshmade Lemon Mask to jeden z niewielu pełnowymiarowych kosmetyków, które spakowałam. Jej główną zaletą, to chłodzenie skóry i solidna dawka nawilżenia. Dodatkowym atutem jest wygładzenie i rozjaśnienie skóry. Trzymam ją w lodówce - to mój patent na ochłodzenie skóry w największe upały.
Pozostałe kosmetyki codziennego użytku, czyli krem pod oczy, tonik, micel i mgiełkę do ciała (ulubiona limonka z Bath and Body Works) przelałam do małych opakowań. Zestaw pojemniczków razem z transparentna kosmetyczką do kupienia za niewielkie pieniądze w Sephora.
Kto by miał czas na urlopie zajmować się takimi pierdołami jak balsamowanie ciała. Chęci też jakoś brakuje. Ale sucha skóra nie miewa urlopu. Na leniwe, urlopowe dni wybrałam złoty olejek Pat&Rub, który natłuści skórę i podkreśli opaleniznę. Nie muszę tez dodawać, że pięknie pachnie?
Jeżynowe perfumy w piance Mousse Foamous idealnie wpisują się w moje założenia: mocny, ciekawy i wakacyjny zapach, mini format i skoncentrowaną formułę. Żałuję, że wybór zapachów jest taki mały. Balsam brązujący FABULOUS Vita Liberata wrzuciłam na szybko do kosmetyczki, żeby trochę podkolorować łydki. Były tak białe, że aż świeciły w ciemności :P
Nad wyborem kosmetyków do włosów nie zastanawiałam się długo, postawiłam na coś, co sprawdziło się w zeszłym roku - zestaw Surf firmy Bumble and bumble. Szczególnie lubię sól w spraju.
Coś dla falowanych włosów schnących na powietrzu - Bp. Don't blow it Bumble and bumble. Wygładza suche kosmyki, podkreśla fale i zapobiega puszeniu się włosów.
Absolute Keratine Rene Furterer stosowałam naprzemiennie z odżywką Surf Bumble and bumble. Idealny produkt dla zniszczonych i wysuszonych włosów. Ale mocno obciąża włosy i nie jest wydajna.
Kolejne miniatury, tym razem do pielęgnacji ciała RITUALS - The Ritual of Sakura. Pianki do mycia ciała RITUALS to hit tego lata. Piękny zapach, lekka formuła, niesamowita wydajność i delikatne działanie. Zakochałam się w zapachu Happy Buddha.
W upalne dni z tłustej skóry spływa wszystko. Dlatego makijaż ograniczam do minimum i podkreślam głównie usta. Zestaw Marc Jacobs Longwear Lip Set doradziła mi konsultantka Sephora. Miała rację, kredka do ust przetrwa nawet długie moczenie się w wodzie, nie wysusza ust a oba produkty (kredka i pomadka) mają ładny, naturalny odcień zgaszonego różu. Jestem bardzo zadowolona z podpowiedzi, na tyle, że skusze się na pełnowymiarowa wersję kredki.
Dwie miniatury z Becca, czyli zestaw rozświetlaczy Glow on the Go Kit w odcieniu OPAL używałam głównie wieczorem. I używam nadal, jestem oczarowana efektem, jaki zostawiają na skórze: wilgotny, ale subtelny połysk o satynowym wykończeniu. Wygląda przepięknie, nawet na tłustej skórze.
Z pełnowymiarowych rzeczy ograniczyłam się do dezodorantu w kulce, kosmetyków do opalania, dwóch podkładów (w tym ulubiony rozświetlający podkład Becca), sypkiego pudru Bare Minerals, kilku lakierów do paznokci i tuszu Gosh. A do tego duża, ale lekka i płaska paleta Too Faced The Chocolate Shop.
Ja zwykle zabieram jakieś próbki na wyjazdy,żeby jakoś je zużyć :D
OdpowiedzUsuńProdukty Bumble & Bumble wyglądają interesująco :) Ja zawsze pakuję kilka najpotrzebniejszych miniaturek i wychodzę z założenia, że jak czegoś zabraknie, to zawsze można kupić na miejscu ;-)
OdpowiedzUsuńMiniaturki to dobre rozwiazanie :) Naprawde ta kredka Marc Jacobs jest az taka rewelacyjna? :P Spoko u mnie jest tak zabieram dluzo miniaturek a i tak na miejscu kupuje tez kosmetyki i nawet nie wiem dla czego xD
OdpowiedzUsuńNigdy nie kupuję miniaturek. Nie bardzo się to kalkuluje. Wolę to wszystko jednak jakoś upchać w walizce:)
OdpowiedzUsuńŁadny ten zestaw z Jacobsa. Moje kolory :-)
OdpowiedzUsuńMiniatury na wakacje to jest to:)
OdpowiedzUsuńWidzę mnóstwo rarytasów w mini pojemności :-))
OdpowiedzUsuńWidzę, że mam bardzo podobny gust jeśli chodzi o miniatury. U mnie królowało praktycznie dokładnie to samo, a ta maska na noc od The Origins to po prostu hicior.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony lubię zabierać w podróż miniaturki czy próbki, ale jest niebezpieczeństwo, że nowy produkt może np. uczulić (tak miałam w tym roku z kremem) i wtedy kilka dni będziemy ratować naszą skórę a nie cieszyć się urlopem. Uważam, że najlepszą metodą jest jednak przelewanie pełnowymiarowych kosmetyków do małych podróżnych buteleczek :)
OdpowiedzUsuń